czwartek, 19 września 2019

Kolejna meta za mną !!!

Dziś zapraszam Was do Krynicy Górskiej,
gdzie odbył się 10 Festiwal Biegowy.
Wielu biegaczy chwaliło tą imprezę
i w tym roku się skusiłam.
Początkowo zapisałam się na półmaraton
ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia ostatecznie zmieniłam dystans
na 34 km.
To najdłuższy dystans na jaki się odważyłam w górach.
Płaskie asfaltowe maratony ( a mam ich na koncie 9) to pikuś :-)
W piątek po pracy ruszyłyśmy w drogę.
Hmmm trochę daleko.
Zrobiło się nerwowo czy zdążymy odebrać pakiet przed 22.00
Na szczęście kwadrans przed dotarłyśmy 
i pakiety były nasze.
Pzez chwilę zwątpiłam bo na liście startowej widniałam dwa razy :-)
ale okazało się że biegnie druga Dorota Cz. :-)
Prywatna klasyfikacja sie szykowała.
Potem już szybka bułka z dżemem i spać.
W sobotę miałyśmy autobus na start już o godz 8.00.
Po około 40 min. jazdy dotarłyśmy do Mniska nad Popradem po Słowackiej stronie.
Poranny chłodek i zachmurzenie nie wskazywało na upalny dzień
ale z każdą minutą robiło się coraz cieplej .
Ten trochę długi czas oczekiwania na start ( 11:30)
umiliły przemiłe spotkania z biegaczkami.
Pierwszy raz miałyśmy okazję spotkać się w realu :-)
Potem rozgrzewka i zgonie z radą doświadczonych biegaczy "dzida do góry".
Ruszyliśmy ze Słowacji i przebiegliśmy przez graniczny most.
Pierwsze kilka kilometrów to ciągły podbieg drogą asfaltową 
niestety w pełnym słońcu,
które coraz mocniej przygrzewało:-(
Obawiałam się tego biegu bo to najdłuższy dystans jaki zrobiłam w górach.
I pierwszy raz biegłam bez mojej górskiej przyjaciółki Ani,
z którą do tej pory robiłam wszystkie biegi wspólnie.
Na szczęście po tych kilku kilometrach dobiegliśmy do trasy 100 km i 64 km
tak że na trasie zawsze ktoś był.
Czułam się bezpiecznie i do tego dobrze oznaczona trasa.
Pozostało tylko biec.
Już po pierwszym podejściu w słońcu widoki wynagrodziły wysiłek.
Ale znając profil trasy wiedziałam, że to dopiero wstęp.
Na trasie suma przewyższeń +1520/-1380m
Kibice na trasie dopisywali :-)
Na pierwszym punkcie odżywczym 
spędziłam 3 minuty uzupełniając płyny i łapiąc w rękę trochę suszonych moreli.
I zaczęło się podejscie na Wierchomlę pod wyciągiem narciarskim.
Łatwo nie było :-)
Ale zawsze po górce jest z górki.
Tu chciałam nadrobić trochę czasu.
Zbiegałam szybko uważając na kamienie.
Oczywiście z uśmiechem na twarzy :-)
Na trasie mieszaliśmy się z biegaczami dłuższych dystansów (117, 100, 80, 64 km)
i była szansa na spotkania z ultrasami.
Po zameldowaniu się w drugim punkcie kontrolnym czasu wiedziałam że mam zapas
i nerwy trochę puściły.
Kolejnym punktem był punkt odżywczy
w schronisku Bacówka nad  Wierchomlą na 24 km trasy.
Prowadziła do niego droga bita - 6 km pod górę.
Tam dostałam jakiś mega mocy.
Pierwszy raz biegłam z kijami i zrobiłam z nich użytek.
Krok za krokiem cisnęłam w górę, nadając tempo rekami i nogi musiały nadążyć.
Z dumą powiem, że minęłam mnóstwo osób na tym podejściu.
Żwawym krokiem mijałam nawet biegnących :-)
Dotarłam do punktu 2,5 godziny przed limitem.
Zjadłam drożdżówkę popiłam colą , uzupełniłam wodę i po 7 minutach ruszyłam dalej.
Wiedziałam, że teraz na zmęczonych nogach czeka podejście
 na Runek (1080m).
Na tasie zrobiło się luźniej.
Ja parłam do przodu atakując skurcze magnezem 
i podgryzając batona. 
Gdy dotarłam na Runek schowałam kije do plecaka 
i ruszyłam w dół.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy bo czułam, że jest szansa 
skończyć dystans poniżej 6 godz.
Mając w pamięci Rzeźniczka  nie wypowiadałam tego na głos.
Po ostatnim zbiegu już Krynica i prosta do mety:-) 
Na mecie sama chyba byłam zaskoczona że zrobiłam to. Czułam zapas sił.
Gdy pomyślałam o moim kolejnym starcie na Górskim Maratonie Ślężańskim
czułam że te 7 km więcej jest w moim zasięgu!
Teraz powinny się pokazać zdjęcia z Krynicy, 
spaceru po mieście, czy ścieżki w chmurach
ale brak bo wszystko zmienił telefon od męża,
 który złamał w domu! na ogrodzie! nogę w 3 miejscach ;-(
Pędem wracałam do domu 
ale do Krynicy jeszcze pewno wrócę :-)





piątek, 13 września 2019

Jesienna zakręcona tarta

Dziś zapraszam na jesienną zakręconą tartę.
Proste, efektowne i co najważniejsze smaczne!
Ciasto można zrobić samodzielnie 
lub kupić gotowe ciasto kruche.


 Jesienna zakręcona tarta

Ciasto
1 opakowanie kruchego ciasta
lub
250 g mąki pszennej
125 g schłodzonego masła
1 żółtko
1 łyżeczka soli
50 ml wody
w obu przypadkach dodatkowo masło do wysmarowania formy
Nadzienie
1 cukinia
1 średni bakłażan
2 średnie marchwie
1/2 czerwonej cebuli
2 łyżki oleju
sól i pieprz do smaku
150 ml śmietanki 30-35%
2 jaja
125 g sera mozzarella (1 kulka)

Przygotowanie

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 190ºC (bez termoobiegu). Formę na tartę 28 cm smarujemy masłem.
Wsypujemy do miksera lub miski wszystkie składniki na ciasto. Miksujemy składniki za pomocą mieszadeł świderków przez około 2-3 minuty do połączenia się składników. Tworzymy kulę, zawijamy w folię i chłodzimy 1 godzinę w lodówce.

Ciasto rozwałkowujemy na grubość około 5 mm, podsypując mąką.
Wykładamy ciastem dno i boki formy, a następnie nakłuwamy je widelcem.
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez około 15 minut, aż ciasto się zarumieni. Odstawiamy je do wystudzenia.

Bakłażana, cukinię i marchew obieramy i kroimy wzdłuż na cienkie plastry. Najlepiej pokroić je obieraczką do warzyw, wówczas plastry są jednakowej grubości. Jeżeli są za szerokie, dodatkowo kroimy je na pół wzdłuż.  Bakłażana posypujemy solą, aby nie ściemniał. Cebulę kroimy w piórka.
W miseczce mieszamy śmietankę z jajkami, a następnie dodajemy starty ser mozzarella i tak przygotowaną masę wylewamy na podpieczone, wystudzone ciasto.
Na masę wykładamy cebulę, później pozostałe warzywa układamy na obwodzie tarty, od zewnątrz, a pionowo: dookoła pasek cukinii, dookoła pasek marchwi, dookoła pasek bakłażana.
Powtarzamy czynność do wypełnienia całej powierzchni tarty do środka.
Wstawiamy całość do nagrzanego piekarnika i pieczemy około 40–45 minut do zarumienienia warzyw.

Tarta jest smaczna na gorąco ale sprawdzi się też w wersji na zimno.
Mimo że nie ma mięsa mąż zjadł :-)

Pozdrawiam serdecznie już trochę jesiennie



Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota























piątek, 6 września 2019

Kiedyś to było ... urodzinowo

Kiedyś to było... :-)
tak mówi z refleksją mój 17 letni syn.
A mi te słowa cisną się na usta gdy planuję jego kolejne urodziny.
Bo świętować lubimy ale kiedyś...
Matka mogła się zrealizować :-)
Poprzednie urodziny można pooglądać Urodziny
Matka mogła się wyszaleć 
bo jak nie Minecraft, to Michael Jakson
albo nikomu nieznana Gudetama.
Było też laserowo, były kręgle no i oczywiście jednorożec :-)
Im dalej tym poważniej bo były złote urodziny
ale trafiła się też czterdziestka 
W tym roku ni to dorosły ni to dziecko czyli siedemnastolatek:-)
Szaleć za bardzo nie mogłam.
Jubilat imprezuje już sam mnie został rodzinny obiad do przygotowania.
Wyszło nie dziecinnie, trochę jesiennie dla mnie w sam raz!
Goście dopisali, dań nie przesoliłam, humory dopisywały.
Aż byłam zdziwiona, że to tak łatwo i szybko poszło
 bez planowania z wyprzedzeniem.
 Obmyślania motywu przewodniego itd.

Na stole nie mogło oczywiście zabraknąć tortu. 
Nie mógł być dziecinny ani zbyt poważny.
Lubię piec torty i były już różnorakie wersje.
Były też rocznice ślubu ( 15 rocznica, 16 rocznica),  dnie matki (2015, 2016, 2019).
Piekłam też sobie sama na własne urodziny :-), były wielkanocne  i nawet takie bez okazji.
Tym razem miało być prosto i elegancko.
I tu można było poczuć powiew lata.
Upiekłam ulubiony Mateusza, który był w wersji jesiennej 
Pierwszy raz robiłam torta ozdabianego metodą drip tak zwany drip cake.
Poszło sprawnie:-)
I to pewno nie ostatni raz.
W całości tort prezentował się całkiem dobrze :-)
No dobra trochę Was zarzuciłam zdjęciami.
Za rok będzie się działo :-)
18 lat syna i 20 rocznica ślubu w ten sam dzień!

Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota