Ach co to był za cudowny bieg :-)
💚💚💚💚
Ale od początku.
W przypływie szaleństwa zapisałam się na mój pierwszy
górski półmaraton.
Stwierdziłam, że jak na płaskich biegach mi nie idzie
to zmienię kategorię:-) bo wiekowej nie mogę.
Wybrałam bieg w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich
I to był strzał w dziesiątkę!
Świadoma, że nie będzie to bułka z masłem
powbiegałam trochę na Ślężę,
mając głównie na uwadze czy jest szansa zmieścić się w limicie.
Pełne optymizmu ruszyłyśmy :-)
Już w piątek dojechaliśmy do Lądka-Zdrój,
bo jak wiadomo nie ma takiego miasta Londyn ale jest Lądek, Lądek-Zdrój.
Bez kolejek i kłopotów odebrałyśmy pakiety.
Podczas kolacji cały czas sprawdzaliśmy sytuację na trasie bo kolega biegł
Bieg 7 Szczytów czyli 240 km:-)
Były sygnały, że szlaki są rozmoczone, że są kałuże itd
ale cóż pozostało?
Po sprawdzeniu prognozy pogody po prostu stanąć na starcie!
Po kilku dniach intensywnego deszczu zapowiadało się słońce.
Rano całą ekipą ruszyliśmy na start.
Część maraton, część półmaraton:-)
W strefie startowej wspaniała atmosfera.
Istny piknik w pełnym słońcu.
Co chwilę na metę wpadał kolejny wariat/tka z biegu KBL czyli 110 km (ruszyli w piatek)
Dalej na trasie była część zawodników z 240 km a o 6.00 rano ruszyli na 68KM
Tuż przed startem spotkałam niesamowitą Izę, koleżankę jeszcze z liceum,
która dzień wcześniej ukończyła 130 km.
Masakra!!!!!!!!!
Czy widzicie o jakich ja dystansach piszę?
I to jeszcze w górach?
O 11.00 przy aplauzie, muzyce i tłumie kibiców
ruszyliśmy na nasze 21 km.
Pierwszy punkt kontrolny był zaplanowany na 10 km i limit był 2,5 godz.
Wydawało się że luz....
ale oczywiście było non stop pod górę i jak po godzinie zrobiłyśmy 6 km
to złapałam lekkiego stresa:-)
Ale to był już szczyt naszej pierwszej góry więc padło hasło lecimy w dół
to nadrobimy.
No i nie tak do końca bo momentami były zejścia,
że schodziłam wolniej niż wchodziłam :-)))))))))))))))
Potem odcinek gdy lecieliśmy ścieżynką centralnie granicą z Czechami,
w cieniu, wśród jagód.
I tam zaliczyłam spektakularną wywrotę
ale na szczęście bez ofiar.
Otrzepałam się i ruszyłyśmy dalej.
Po półtorej godzinie dotarłyśmy na 10km do punku kontrolnego.
W zapasie miałyśmy godzinę!
A tam pełna wyżerka!
Najlepszy na świecie, zimy arbuz, orzeszki, żelki, ciastka, banany.
Uzupełniłyśmy płyny, wziełyśmy prysznic z wiadra i ruszyłyśmy dalej.
Teraz już cienia nie było.
Za to cudne widoki
i urokliwa ścieżka.
W głowie był wniosek po analizie trasy, ze po 14/15 km będzie już w dół!
Drugi szczyt nas zaskoczył:-)
Jak to już?
No i ruszyłyśmy w dół.
Słońce prażyło niemiłosiernie ale nogi niosły.
Na 16 km spotkałyśmy biegacza z KBL ( 110km).
Pociągnęłyśmy Go trochę bo już bardzo chciał do mety.
Zegarek mi zgłupiał chyba od tego upału i wychodziło mi ze jeszcze jakieś 1, km
aż tu nagle pojawia się znak Lądek-Zdrój.
Kibicę krzyczą, ze już niedaleko
a ja w głowie cały czas nie ciesz się to jeszcze 1,5 km.
W cieniu przy ławce starszy elegancki pan z uśmiechem i uchylonym kapeluszem.
Pełna elegancja.
Krzyczę do Ani - już niedaleko!!!
I nagle słyszę muzykę, kibiców i patrzę, że to ostatni zakręt.
Łapię Anię za rękę i razem lecimy do mety.
Dzika radość !!!!!!!!!!
Trochę niedowierzanie i ogromna satysfakcja.
Pierwszy raz biegłam cały bieg z partnerem.
Tak postanowiłyśmy z Anią, że się pilnujemy, nie rozdzielamy i wspieramy.
I to było super rozwiązanie.
Czułam się pewnie mając Ją u boku.
Gdy Ona słabła to Ją ciągnęłam (mentalnie),
gdy ja miałam kryzys to Ją goniłam:-)
Pełna współpraca.
Dziękuję Aniu :-)
Całym biegiem jestem zachwycona!
Organizacja na 6 z +!
Trasa urokliwa, atmosfera wspaniała.
Troska organizatorów o detale niesamowita.
Ten arbuz, to piwo bezalkoholowe na mecie...
Wszystko mega!!!!!!!!!
To kompletnie inny wymiar biegania.
Dla mnie mniej stresujący
( nie walczyłam o poprawę wyniku o kilka sekund na 21 km jak na ulicznych biegach:-))))))))
Blisko natury, cudne widoki istna magia!
Meldujemy się za rok na 100% by przeżyć to jeszcze raz!
Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota
Dorota