Witajcie!
Czas na kilka słów i małą relację z Dolnośląskiego Festiwalu Biegowego w Lądku Zdrój.
Czekałam z postem wciąż przeglądając zdjęcia z biegu.
A było ich mnóstwo, piękne i cudowne ale ... mnie na nich brak:-)
Oby po Rzeźniczku i Lądku nie stało się to tradycją :-)
Na szczęście kilka fot wykonałam i teraz czas na relację!
Powyżej zdjęcie przed biegiem i po :-)
Kto widzi różnicę?
Ruszyłyśmy z Anią do Lądka już w piątek.
Podobnie jak rok wcześniej zdjęcie zrobione.
Po zakwaterowaniu w sanatorium :-)
całą ekipą ruszyliśmy po pakiety.
Ponownie świetna organizacja, miła atmosfera.
Super pomysł z food truckami pod biurem zawodów.
Nim się zorganizowaliśmy zapadł mrok,
restauracje pozamykane a tu człowiek głodny.
Z ratunkiem przyszły dalej czynne food trucki z pyszną zupą gulaszową.
Już mieliśmy udać się na spoczynek gdy pojawiła się wiadomość,
że niedługo na mecie będzie pierwszy zawodnik w biegu na 240 km.
Musiałam to sprawdzić i zobaczyć jak wygląda taki kosmita.
No bo to przecież nie może być człowiek!!!
I rzeczywiście „Góral z Mazur” przebiegł dystans 240 km /+7500
w czasie 27 godzin 51 minut i 47 sekund
bijąc tym samym poprzedni rekord trasy o 2,5 godziny.
WOW!!!
W sobotę rano ekipa Złotek :-)
gotowa do startu na dystansie półmaratonu!
Ania nie czuła się najlepiej i na mecie pojawił się tekst - ale czy ja muszę?
No mina mówi wszystko za siebie:-)
Ale ja ją znam i wiem że Ona się po prostu wolno rozkręca.
Ruszyliśmy o czasie.
Moje cele na ten bieg - zdrowo i cało osiągnąć metę!
To zawsze nadrzędna sprawa.
Ponadto miałam smaka na pobicie zeszłorocznego czasu.
W głowie miałam ubiegłoroczną trasę czyli 6 km non stop pod górę!
Dobrze mi się szło/biegło.
Zaczęliśmy zbiegać szybciej niż się spodziewałam
Czas był dobry.
Punkt kontrolny blisko
Ale gdzie jest Ania????????
Zaczęłam się bić z myślami co robić.
Obiecałyśmy sobie że biegniemy razem.
Nawet jeśli jedna ma zwolnić.
Postanowiłam poczekać na punkcie kontrolnym.
I tu uwaga - jedyne zdjęcie z biegu - oczywiście jak jem.
Uzupełniłam wodę, wypiłam colę i zjadłam kilka orzeszków.
Część znajomych która biegła za mną
pojawiła się już na punkcie i ruszali w dalszą trasę.
Czas jeszcze dawał szansę na pobicie ubiegłorocznego wyniku.
I nagle jest!!!!
Na punkt wbiega Ania.
Dałam jej szanse coś zjeść i wypić i już razem ruszyłyśmy w drogę.
Widzicie tą moją radość?
Żadnych więcej rozterek tylko wspólny bieg.
Ostatni odcinek poszedł nam dobrze.
Jeszcze były siły w zapasie.
Ostatni szczyt a potem już tylko z górki :-)
Prosto do Lądka Zdrój!!!
Tak jak chciałyśmy osiągnęłyśmy metę razem, trzymając się za ręce.
Zawsze mnie ten moment bardzo wzrusza:-)
Poprawiłyśmy ubiegłoroczny czas o ponad 18 minut!!!
Była siła na złamanie 3 godzin i za rok zaatakujemy!!
Do zobaczenia
Dziękuję że zatrzymaliście się na chwilę na przedmieściach
Dorota